Przypomniało się mojej drugiej połowie, że przecież umiem już robić pączki, więc należy się powtórka, bo takie dobre były :)
Nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności, zwłaszcza, że chciałam wypróbować kolejny przepis z "Kuchni polskiej", tylko czekałam na okazję.
Te pączki są delikatniejsze niż pączki z zaścianka , ale póki co, zostaję zwolenniczką tych poprzednich, choć na pewno będę próbować jeszcze innych przepisów na pączki.
- 3 szklanki mąki tortowej
- 3 łyżki cukru pudru
- 5 żółtek
- 1/4 kostki masła lub masła roślinnego
- 1 szklanka ciepłego mleka
- 4 dag świeżych drożdży
- otarta skórka z cytryny
- szczypta soli
- powidła śliwkowe lub marmolada na nadzienie
- 1 łyżeczka octu lub spirytusu
- 1 kg smalcu do smażenia ( u mnie olej )
Wyrabiać ciasto, aż ukażą się pęcherzyki powietrza, po czym dodać płynny wystudzony tłuszcz i wyrabiać całość, aż tłuszcz całkowicie się wchłonie.Wyrobione ciasto przykryć ściereczką i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia.
Gdy ciasto podwoi objętość, wyłożyć na podsypaną mąka stolnicę uformować wałek i podzielić na równe części (ok. 50g każda ). Z każdej części lepić niezbyt gruby placuszek, nakładać na niego lekko podgrzane powidła, zlepiać i kłaść na stolnicę i ponownie zostawić do podwojenia objętości.
Wyrośnięte pączki smażyć na rozgrzanym tłuszczu ( temp. ok.170°C ) do zrumienienia, potem kłaść na ręcznik papierowy, żeby pozbyć się nadmiaru tłuszczu.
Po wystygnięciu pączki oprószyć cukrem pudrem.
PS. Temperatura jest ważna przy pieczeniu pączków: zbyt niska spowoduje, że pączek będzie nasiąkał tłuszczem, a jeśli będzie zbyt wysoka to pączek zrumieni sie zbyt szybko, a będzie surowy w środku.
Jeśli pączki są dobrze wyrośnięte, wtedy możemy liczyć po upieczeniu na piękną jasną obwódkę dookoła.